Vivienne - 2007-09-15 21:58:57

Poznaliśmy się z Jackiem w grudniu 1994 roku, gdy szukałem kogoś, kto mógłby wykonać aranżacje muzyczne na potrzeby jednorazowego widowiska przygotowywanego na Sylwestra 1995/1996, którego chciałem spędzić z przyjaciółmi w miłej, ciekawej atmosferze w jednym z łódzkich teatrów.
Oprawę taneczną przygotowywała Urszula Dziekciarek wraz z zespołem 7 coma 7 z Łodzi. Ja zrobiłem przekład kilku utworów z repertuaru Andrew Lloyd Webbera na język polski i pomimo tego, że z branżą muzyczną nie miałem na co dzień do czynienia, to osobistym marzeniem było przygotowanie takiego przedstawienia oraz wykonanie pamiątkowych nagrań (zresztą brak praw autorskich od samego początku nie pozwalał na komercjalizację przedsięwzięcia). Od 1991 roku budowałem sobie egzystencję, której wynikiem było powstanie jednej z największych w Polsce firm produkujących i dystrybuujących karty plastykowe.
I tak po kilku latach przekazałem wszystko prowadzącemu od samego początku firmę - wspólnikowi Markowi Galewskiemu - i postanowiłem przeznaczyć więcej czasu na hobby i zamiłowania. Aby odnaleść osobę, która wykona aranżacje udałem się do studia nagrań w Wytwórni Filmów Fabularnych w Łodzi, w którym to akurat zespół Varius Manx realizował swój materiał. Z początku aranżacje zdecydował się wykonać Paweł Marciniak. Zadzwonił jednak po kilku dniach do mnie przepraszając i tłumacząc, że nie jest w stanie czasowo pogodzić pracy na płytą oraz mojego zlecenia, zapewniając, że równie dobrze wykona ją niejaki Jacek Łągwa (jego kolega, który współpracował z zespołem Varius Manx przy pierwszej i drugiej płycie). I tak Jacek zadzwonił do mnie na początku grudnia 94 i doszło do pierwszego spotkania.

Inaczej wyobrażałem sobie muzyka tak zachwalanego przez znanego Pawła Marciniaka. Ale patrzyłem na to okiem laika. Jacek miał w swoim dorobku już kilka tysięcy minut skomponowanej przez siebie muzyki, a przedstawione przez niego referencje były imponujące. Tak oceniałem to wtedy, dziś się z tego śmieję, bo jakim w ogóle prawem ja miałbym oceniać jego pracę i decydować, czy jest on w stanie...
Spojrzał na mnie jak na wariata, który chce wyrzucić pieniądze za okno i gdyby nie to, że zapałał do mnie odrobiną sympatii i gdyby nie to, że jest bardzo uczciwym i bezpośrednim człowiekiem to cały ten mój pomysł nawet gdyby został zrealizowany, pozostał by bez większego echa, a ja straciłbym tylko swoje oszczędności. On jednak próbował odwieść mnie od tego pomysłu oferując stałą współpracę w innym temacie - zbudujmy studio nagrań. Mówił: Ty nie wyrzucisz pieniędzy - lecz zainwestujesz, ja będę miał miejsce pracy. Przekonał mnie dopiero pokazując prawdziwą sztukę i swoją miłość do muzyki.


Francois Villon

Przygotowywał właśnie muzykę do przedstawienia do poezji Francois Villon do spektaklu Józefa Zbiróga, który w tym czasie współpracował z Teatrem Adekwatnym w Warszawie. Poznałem człowieka, który z przedstawienia muzycznego zrobił musical - to zrobiło na mnie wrażenie.
On pracował dla idei, ja też zawsze dążyłem tylko do ustalonego wcześniej celu - on, zdezorganizowany artysta - ja facet po przejściach, któremu w końcu coś się udało - pasowaliśmy do siebie.
Przekazałem Jackowi materiał i wyjechałem na urlop.

Karaoke

W dalekim Singapurze zupełnie przypadkowo poznałem Karaoke i tak miast zwiedzać Singapur i Tajlandię wszystkie bez zgoła wieczory przesiedziałem w klubach Karaoke. Zakochałem się w panującej tam atmosferze, w dreszczyku poprzedzającym każdy występ i choć moje pierwsze kroki w śpiewaniu nie zasługiwały na żaden aplauz to za "przeokropne" wykonanie "The Great Pretender" Freddiego Mercurego otrzymałem oklaski pocieszenia. Postanowiłem, że musi się to znaleść w Polsce.
I tak po powrocie do Polski pojechaliśmy z Jackiem do Niemiec na zakupy związane z naszym zaplanowanym przedsięwzięciem - studiem nagrań.
Zwiedzając jednak sklepy natrafiliśmy przypadkiem na sprzęt Karaoke. Koszty tej zabawki były "horendalnie" wysokie. Ale Jackowi również spodobało się połączenie zabawy z możliwością zarobku, po drugie takiego czegoś w Polsce jeszcze nie było. I tak miast realizować wcześniejsze założenia - my przywieśliśmy ze sobą wyposażenie do Karaoke wraz z ponad 200 utworami do śpiewania. Jak wróciliśmy to wszyscy patrzyli na nas jak na nienormalnych.
No i złożyliśmy wszystkie swoje wspólne oszczędności i stworzyliśmy pierwszy profesjonalny klub Karaoke w Polsce. Zawstydzony naród, który gościł w klubie nie wyrażał wielkiej ochoty na śpiewanie i choć w pięciu telewizorach non-stop przewijali się amatorzy śpiewania z płyty demonstracyjnej, to nikt się nie odważył podejść do mikrofonu. Pomyśleliśmy, że być może obaw przed językiem angielskim zniechęca wszystkich do pierwszego wystąpienia. Zamiast przygotowywać aranżacje do spektaklu, Jacek zajął się przygotowywaniem polskich przebojów w Karaoke.
I to niezbyt pomogło i nie pozostało nic innego, jak prezentować Karaoke na żywo - innymi słowy - śpiewać samemu. Przez kolejne tygodnie przybywało w klubie ludzi, lecz niestety tylko słuchających, a my dalej śpiewaliśmy w weekendy po 8 godzin prawie sami. Dopiero przeniesienie klubu do centrum miasta zmieniło sytuację i rozśpiewaliśmy łódzką młodzież. W międzyczasie wygrzebując ostatnie oszczędności zakupiliśmy nowy sprzęt i z repertuarem ponad 1.500 piosenek podbiliśmy Łódś, a Karaoke stało się trafem w dziesiątkę.

Studio

Intensywne kontakty doprowadziły do wspólnego zamieszkania. Jacek właśnie skończył pracę nad musicalem co wiązało się z częstymi wyjazdami do Warszawy, a ja pozostawałem z jego żoną Dorotą pilnując interesu na miejscu. Po kilku tygodniach spędzonych poza Łodzią, Jacek wrócił z wiadomością, że Teatr nie może wydać ścieżki dświękowej. I kolejny raz zmobilizowaliśmy wspólne siły, pożyczyliśmy część sprzętu i w mieszkaniu dziadka Doroty urządziliśmy własne studio nagrań.

Magda


Aby dokonać nagrań oprócz niezbędnego sprzętu i pomieszczenia nieodzownym elementem był dobór osób, które zechcą wraz z nami zaśpiewać. Chodziło przede wszystkim o żeńskie partie wokalne. Artur Pastuszko z Teatru Adekwatnego (Metro) z Warszawy zgodził się na zaśpiewanie jednej z ról męskich, pozostawał więc nadal problem ciekawej, nieznanej wokalistki. Załamując ręce dostaliśmy jednak po jakimś czasie objawienia: przecież posiadaliśmy najlepszą w Łodzi kopalnię talentów! Klub Karaoke!
Po kilkunastu spędzonych nocach w klubie niespodziewanie pojawiła się studentka socjologii, która od niechcenia zaśpiewała za namową koleżanek jedną z piosenek. Po wielu pertraktacjach zgodziła się na współpracę.
Choć warunki były dość prymitywne, to kolejny raz okazało się, że człowiek jest najważniejszy.

Ich Troje

I tak po nagranym materiale do przedstawienia postanowiliśmy nagrywać dalej...

poch.www.ichtroje.pl

www.forumavis.pun.pl www.vsbednarski.pun.pl www.prawnicy.pun.pl www.nolajf.pun.pl www.alkoholizm-forum-wiedzma.pun.pl